środa, 16 maja 2012

Stary Dwór w Łosośnej i Tatarska Jurta

Dziś poprowadzę was przez podlaskie pola  i łąki wprost do prawdopodobnie najstarszego polskiego dworu drewnianego w Łosośnej Małej.Co ciekawe o tym pięknym miejscu dowiedziałam się od bardzo miłej pani ...w barze w Kuźnicy.już jakiś czas temu. Co ciekawe tego miejsca nie ma na mapie i nie prowadzą do niego żadne kierunkowskazy. Wiemy więc tylko mniej więcej gdzie jedziemy i zdajemy się na wiedzę miejscowych.Zapraszam wszystkich na wirtualną wycieczkę!
Nie mogłam sobie odmówić zrobienia tego zdjecia

Napotkany po drodze pomnik.Tu kiedyś biegła granica miedzy Polską ,a ZSSR
Wyobraźcie sobie ,że cała olbrzymia posesja otoczona jest bzami. Cudowny widok ,a jaki zapach!
Musiałam podejść i nacieszyć nie tylko oko


         Dużo dróg ,którymi jechaliśmy to zwykłe piaskowe, jednak nie jeździ po nich ani ciężki sprzęt ani ciężarówki i jest ona całkiem prosta.Spokojnie można jechać nawet delikatnym samochodem..
      W końcu zatrzymujemy się na małym mostku na rzece łosośnej.Wbrew nazwie podobno są tam pstrągi. W dali wśród drzew dostrzegamy dumnie stojący od 300lat modrzewiowy dwór.

W oddali widać dwór

Dwór w Łosośnie Małej


     Dwór jest niesamowicie pięknie położony na delikatnym wzgórzu.Jestem prawdziwie zauroczona tym miejscem. Teraz trochę historii:
     Zbudował go w 1722roku  Zygmunt Bouffał.Co ciekawe zbudował go tak aby w ciągu dnia przez godzinę słońce zaglądało do każdego z 12 pomieszczeń.W XVI w zorganizowano tu włoski ogród kwaterowy, póżniej park krajobrazowy.Rangi temu miejscu dodaje fakt ,że to miejsce kilkakrotnie odwiedzał król  August Poniatowski! Oj ówczesny właściciel musiał mieć niezłe koneksje.Do dziś w jednym z kominków spoczywa pamiątkowa żeliwna płyta z inicjałami króla. Za udział w powstaniu listopadowym majątek został skonfiskowany. Nowym właścicielem został generał Wsiewołod Apołłonowicz Sytin. Jego zamysłem była przebudowa dworu na dacze.W 1902 roku miejsce te kupił Wiktor Syrkomola-Bilmin. Przywrócił mu dawny wygląd. Ostatnim przedwojennym właścicielem był Stanisław Bilmin.Kapitan Pułku Strzelców Kresowych odznaczonym orderem virtuti militari.Jak wielu oficerów został aresztowany i stracony w  Katyniu.prezydent Lech Kaczyński nadał mu pośmiertnie stopień generała.Dziś jego imię nosi jedna z ulic Kużnicy Białostockiej. Właściciele byli wielokrotnie przeganiani z dworu.Majątek rozparcelowano i oddano PGR ,a następnie częśc pomieszczen zajmowało PTTK, a w pozostałych mieszkali Bilminowie.Padł też pomysł na umieszczenie tu luksusowego ośrodka dla działaczy partii.Na szczęście na pomyśle się skończyło.Rodzina odzyskała majątek w 1994 roku. Oczywiście niecały.Tyle historii.
  Chociaż przy wjeździe do dworu nie ma bramy wjazdowej ,przybywając tu trzeba zawsze pamiętać ,że jest to własność prywatna i warto zapytać o zgodę na poruszanie się po tym terenie.Właściciele to bardzo mili i przyjaźni ludzie.
 Dwór jest w trakcje remontu
Kto by pomyślał ,że bywał tu król

Za starych czasów schody były inne.Położone były z dwóch stron  pomiędzy nimi był  kamienny kwietnik(jeszcze widać kamienie przed domem)

W tym miejscu kręcono też Bożą Podszewkę!

Kominek z płytą Poniatowskiego


Płyta Augusta Poniatowskiego

Drugi kominek


Teren wokół dworu podejrzewam ,że niewiele zmienił się od tych trzystu lat .Posesję otacza sześć stawów ,są resztki dawnego parku.Jest tak pięknie ,ze zapiera dech w piersiach.
Dawne stajnie

Kamienne stajnie


Teren wokól

Życzę właścicielom aby mieli dużo siły i konsekwencji w odbudowie tego pięknego dworu.
A my dalej w drogę...

Spalony młyn w Malawiczach.Działał aż do 1974r. Szkoda go...

W tym miejscu stwierdziliśmy ,że nasz głód jest coraz większy.Nasz wybór padł na Tatarską Jurtę w Kruszynianach. Miejsce to robi furorę. Wieś na końcu świata ale  ,ale w lokalu w środku jest prawie pełno.Właścicielką jest tatarka Dzenetta Bogdanowicz.
Głód nam doskwiera ale już nie długo...

... coś pysznego pierekaczewnik

Tatarska Jurta



I jeszcze tylko krótki spacer do mizaru i z powrotem i czas wracać do domu.Niestety tylko na chwilę bo zaraz musimy być w biurze.U nas niestety weekend kończy sie w niedzielę o 18..

piątek, 11 maja 2012

Pałac w Pawłowiczch z duchami w tle

Pałac w Pawłowiczach jest najstarszą rezydencją w regionie.Wzniósł go w 1610 Paweł Wołlowicz  podskarbi litewski herbu Bogoria.Wołłowicze zamieszkiwali te tereny od dawna.Dzierżawili od króla część Puszczy Grodzieńskiej i odpowiadali za jej kolonizację.
 Pałac został zbudowany z elementami renesansowymi na planie prostokąta z czterospadowym dachem.
Wołowiczowie byli właścicielami majątku do XVIII w .Później pałac przejmowały różne rodziny , rozbudowując go wedle swojej modły. W latach 60-siątych dwudziestego wieku budynek przekształcono w szkołę , którą niedawno dopiero zamknięto.
  My do Pawłowicz wybraliśmy się w piękny słoneczny majowy dzień. Nie jechaliśmy główną drogą prowadzącą na granicę w Krynkach tylko bocznymi drożynkami.Mijaliśmy piękne podlaskie tereny .Maj zachwyca ostrością zieleni.
   Na miejscu wita nas...zamknięta brama.Na szczęście mała bramka jest otwarta.Wysyłam na przeszpiegi męża. W budynku przed pałacem ,starej oficynie widzimy otwarte drzwi. Nie chcemy być niegrzeczni i pchać się na cudzy teren bez zaproszenia.Okazuje się,że oficynę zamieszkuje od czasu do czasu jedna ze spadkobierczyń tego pięknego terenu. W tej chwili właścicielem tego miejsca jest gmina ale spadkobiercy są na dobrej drodze do odzyskania  swojej nabytej drogą kupna  z aktem notarialnym z 1900 r własności.
 Bardzo miła i sympatyczna pani zaprasza nas do stolika , opowiada nam o historii dworu , o rozparcelowaniu majątku i bezprawnemu przejęciu przez PRL. Tutaj urodziły się jej prababka, babka jej matka i on a sama. Majątek w dawnych czasach ogrodzony był kamiennym murem z siedmioma bramami wjazdowymi. Tego dzis nie ma. Nawet mur został rozebrany przez okolicznych mieszkańców.
 Moi drodzy przechodzę do najważniejszej rzeczy! Dwór ma niechcianych lokatorów...duchy.! Jak na porządne stare pałacowe miejsce przystało ma też swoją straszną legendę.Dawno temu dziedzic pawłowicki miał na wydaniu piękna córkę. Pech chciał ,że zakochała się w młodym koniuszym pracującym na dworze.Ojciec był oczywiście przeciwny i zakazał jej spotykania się z ukochanym. Przez pewien czas dziewczyna słuchała nakazu jednak miłość okazała się silniejsza.Kiedy dziedzic dostrzegł córkę w ramionach koniuszego zgotował młodym okrutny los ,Dziewczynę kazał zamurować w murach pałacu lecz jedynie do połowy by bardziej cierpiała.Gdy zmarła zamurowano ją całą.Taki sam los spotkał chłopaka.Ponoc przy schodach prowadzących do piwnic do dziś są dwa wgłębienia.
 Teraz przenieśmy w czasy wspólczesne. Dwóch dorosłych mężczyzn ,w tym mąż spadkobierczyni śpią w pałacu.W nocy budzą ich głośne miarowe kroki dochodzące ze schodów. Przypadek nr dwa mój mąż. Oglądamy teren wokół pałacu , Za nim stoi kamienna budowla .Raptem mój ślubny krzyczy ,że widział w środku jakiś cień  przemykającą postać.Do dziś jest tego pewny.Póżniej pytamy co to za budynek.Okazuje się ,że to stajnie ,w której pracował koniuszy.Wierzyć nie wierzyć?
W Pawłowiczach jesteśmy bardzo krotko .Nadciągnęły czarne chmury , zerwał się wiatr. Daleko strzelały błyskawice. z pewnym niedosytem opuszczamy nawiedzony dwór.
Te dwie postacie to nie duchy tylko my!

Na prawo od wejścia do budynku można dziś dojrzeć oryginalną tablicę z łacińską inskrypcją, którą można przetłumaczyć: "Paweł Wołłowicz sobie i swoim jakimkolwiek również wdzięcznym spadkobiercom zbudował w Roku Pańskim 1610. Czego pragniesz dla siebie, czyń i drugiemu" .


W tle oficyna
Dawne boisko szkolne
Stajnie
Tutaj mój mąż widział  przemykającą postać
Tu na końcu była brama paradna i główny wjazd

Nadchodzi burza

Dawna chlewnia
Deszcz i grad

I już po burzy

Napotkane po drodze
 

poniedziałek, 7 maja 2012

Na Tatarskim Szlaku -Bohoniki

No i już po długim weekendzie.Aura okazała się bardzo przyjazna. Praktycznie do wczorajszego wieczora było cieplutko i słonecznie. Dziś na moim termometrze niewiarygodne 5 stopni. Znowu trzeba wyciągnąć kurtkę.
 Przeżyłam najazd...blokersów.Przybyli do nas z Białegostoku ale i też ze stolicy. Ilość grillowanych kiełbasek ,kurczaków i szaszłyków wystarczyłaby na co najmniej pól sezonu. Tyle czasu przy stole to ja nie spędziłam nawet podczas świąt.  Przez pierwsze trzy dni nawet nie było mowy o jakim kolwiek wyjeżdzie.
 Poznaliśmy też oficjalną piosenkę na Euro. Koko Koko Euro Spoko pań z Kółka Gospodyń Wiejskich pobiły smutasy wielkich gwiazd. No i dobrze bo te twory na euro mogły by tylko uśpić naszych piłkarzy i kibiców.
 Niestety ostatnio dużo mniej zwiedzam .Mam jednak materiału na co najmniej jeszcze pięć postów.Trochę brakuje mi czasu na pisanie. 
  Wracam na nasz Podlaski Szlak Tatarski. Wcześniej pisałam już o Kruszynianach  ,a dzisiaj druga ciekawa   wieś Bohoniki. Tutaj posłużę się wikipedią:
Rotmistrz Olejewski otrzymał Bohoniki od króla Sobieskiego jako rekompensatę za niewypłacony żołd. Istnieje także bardziej romantyczna wersja, każąca wierzyć, że król obdarował włościami Tatara, który za wierna służbę u jego boku otrzymać miał tyle ziemi, ile zdąży objechać konno w ciągu całego dnia. W rzeczywistości jednak w 1697 osiedliło się pod Sokólką 30 rodzin lipkowskich, podkomendnych rotmistrza: Kieńskiego, Olejewskiego i Sieleckiego. Obok Drahli, Malawicz i Kamionki swoje ziemie dostali muzułmanie także w Bohonikach. To właśnie tu postanowili wybudowaćmeczet, którego istnienie odnotowano już w 1717. W 1789 w Bohonikach znajdowały się 3 folwarki i 5 gospodarstw drobnoszlacheckich; zamieszkiwało je 46 Tatarów. W 1921 Bohoniki zamieszkiwało 26 Tatarów.
  Meczet w Bohonikach tak jak i ten w Kruszynianach   jest zupełnie inny niż te ,które widzimy w krajach arabskich. Został niedawno odnowiony i wygląda jak nowy .
z wikipedii


 
 Mieliśmy ogromne szczęście  ponieważ po meczecie oprowadzał nas sam Imam. I co przy zwiedzaniu bardzo rzadko się zdarza byliśmy tylko my. Oczywiście w przedsionku zdjęliśmy buty.Następnie przeszliśmy do głównej sali modlitewnej. Troszkę mniejsza niż w Kruszynianach ale ogólnie bardzo podobna .Imam troszkę nam poopowiadał a potem cierpliwie odpowiadał na nasze pytania. Od niego dowiedzieliśmy się ,że w tej chwili w Bohonikach mieszkają tylko dwie rodziny pochodzenia Tatarskiego , a on sam jest z Tatarów Litewskich.Z góry przepraszam za słabiutką jakość zdjęć.Jednak dodaje je ponieważ coś jednak widać a chyba lepiej to niż nic.


Ponad 150 letnie wydanie koranu








Następnie przeszliśmy do części ,w której modlą się kobiety.Chociaż jak nam powiedział Imam oddzielenie nie tyle jest ważne co ustawienie.Najpierw stoi Imam , później mężczyźni ,a na końcu kobiety.I to jest przestrzegane.W czasie modlitw nie są wpuszczani do meczetu turyści .Modlitwa wymaga skupienia i ciszy ,a turyści szepcą ,rozmawiają i rozpraszają modlących się (słowa Imama). Miejscowe muzułmanki na co dzień nie zakrywają włosów chustami jedynie do meczetu lub w trakcie świąt.





  Po opuszczeniu meczetu podjechaliśmy kawałek do mizaru muzułmańskiego cmentarza. Pięknie położony na wzgórzu jest bardzo urokliwy i naprawdę warto poświęcić mu trochę czasu.Jest dużo bardzo starych nagrobków.Nowe stawiane są na kształt naszych chrześcijańskich





Muzułmański nagrobek z rosyjskimi napisami w Polsce to specyfika naszego regionu


Wzgórze nagrobków

Nowe nagrobki wyglądają identycznie jak na naszych cmentarzach. Niektóre mają napisy z tyłu.

Okolica
.
 Gorąco polecam podczas pobytu na Podlasiu odwiedziny w Bohonikach.Fajne klimatyczne miejsce.Jest tu też baza noclegowa.Można tez spróbować kuchni tatarskiej. W lecie jest po prostu cudnie!