sobota, 25 marca 2017

Ruiny Browaru Glogera w Jeżewie Starym jak scenografia filmu grozy


 Odwiedziłam miejsce ,które śmiało mogło by służyć jako sceneria do mocnego thrillera. Nie jest to tym razem opuszczony dwór czy pałac z duchami (Pawłowicze ). Ruiny tego zabytku widziało zapewne wielu z was. Doskonale widoczne są z drogi Białystok - Warszawa. Dzisiejszym bohaterem posta jest stary Browar w Jeżewie ,a raczej to co z niego zostało.
  Browar w Jeżewie Starym zbudował około roku 1880 na rodzinnych włościach słynny historyk i krajoznawca Zygmunt Gloger (chodziłam do szkoły podstawowej jego imienia). Prawdopodobnie wynajmował on browar dzierżawcom ,a zarobione pieniądze poświęcał  swoim pasjom i pracy naukowej . Fabryka świetnie funkcjonowała ,a piwo z niej uważane było za najlepsze w regionie  . I tak mijały lata. Browar trwał i przetrwał  nawet druga wojnę światowa. Jego kres nastał w latach 50-tych , kiedy to władza  zarekwirowała urządzenia i kazała je przenieść do państwowego browaru Dojlidy. Takie to niestety były czasy.
  Dzisiaj Browar Zygmunta Glogera jest tylko cieniem swojej  przeszłości. Na miejscu zastaje walącą się ruinę . Budynki toną w dzikich krzaczyskach. Co chwile muszę  tez omijać powyrzucane śmieci i miejsca wesołego  biesiadowania czego śladem są butelki po alkoholu.
  Przedzieram się przez krzaki by dotrzeć o opuszczonego domu obok browaru. Nigdzie nie doczytałam się jaką pełnił funkcje. Czy był biurem czy domem mieszkalnym? A może tym i tym w rożnych latach?
 Przez wybite okna z dusza na ramieniu  zaglądam do środka bojąc się co mogę tam zobaczyć.Mimo słonecznego marcowego dnia na moim ciele pojawiają się ciarki.  Intuicja mnie nie zawodzi .Budynek jest najprawdopodobniej menelownia .Wskazują na to materace rzucone na podłodze i butelki wokół domu.





Wnętrze domu przez rozbite okno

Na chwile opuszczam to miejsce  i udaje się w kierunku budynków browaru. Po drodze walczę z krzakami ,śmieciami i bardzo licznymi kleszczami. Na szczęście im bliżej jestem docelowego miejsca tym więcej wydeptanych ścieżek widzę. Warto było się przedzierać . Dawny browar wygląda niesamowicie!

Ruiny Browaru w Jeżewie Starym


Cała masa krzaków porasta teren


Ogromnym zaskoczeniem jest jest to ,ze w dawnym browarze stoją jeszcze kadzie i urządzenia ,których przeznaczenia niestety nie znam. Dziwnie się czuje w tych wnętrzach.
Najlepiej zachowana cześć browaru

Resztki kadzi maszyn




Przewody grzewcze być może do pasteryzacji?

Szyb windy ręcznej?


Tutaj przyroda wdarła się w budynki






Wychodzę na zewnątrz . Pozostałe pomieszczenia browaru są w całkowitej ruinie.Na mnie wrażenie robią maszyna stojąca na resztce podłogi i  schody prawie ,ze w powietrzu.Dziwnie jest na to patrzeć .Wygląda to jak sceneria do filmu grozy. Dzięki ci słoneczko ,ze jesteś bo w ponury dzień to chyba tylko uciekać zostaje.






Schody w powietrzu i maszyna na resztce podłogi to robi wrażenie





Martwa natura



Piwnice być może do magazynowania

Studnia


Wracam jeszcze na chwilę do stojącego obok opuszczonego budynku.





Tak pięknie tam jest





Niestety szkoda ,że taka perełka ginie śmiercią z zaniedbania. Podobno byli już chętni by zaopiekować się tym miejscem i zamienić je w coś ciekawego. Podobno jednak liczba spadkobierców  i łącząca się z tym biurokracja działa odstraszająco. Ja się zastanawiam czy już aby nie jest za późno na reanimację tego starego pięknego browaru.

Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na ruiny  i udaje się do samochodu. Zrzucam z siebie kilkanaście kleszczy i ruszam w powrotna drogę.

poniedziałek, 20 marca 2017

Urodzinowo , różowo i muzycznie czyli trochę o mnie , trochę o Sia (moja ulubiona muzyka)

Napisałam całkiem niezły post o kolejnym podlaskim zabytku w ruinie. Wkleiłam cale mnóstwo zdjęć , powiększyłam je ,podpisałam. Nie w pełni zadowolona postanowiłam tytułem podsumowania dopisać jeszcze kilka zdań   . Nie wiem jak to się mogło stać ale klikając niechcący skasowałam cały pracochłonny post. Zamurowało mnie na chwile. Wstrzymałam oddech bez ruchu patrząc się w białe , puste miejsce po tekście. Niestety takie niemile rzeczy się zdarzają. Mowi się trudno. Zapewne niedługo ponownie zabiorę się do pisania tego nieszczęsnego posta.
    Z tego tez opisanego wyżej powodu dziś nie będzie postu historycznego ani nawet krajobrazowo przyrodniczego. Za to będzie urodzinowo ,różowo i muzycznie .Miałam ja bowiem w tym tygodniu urodziny. Specjalnie ich nie celebruje ale bardzo ,bardzo lubię urodzinowe prezenty.
  Dzień przed tym wielkim świętem udałam się do swojego rodzinnego miasta Białystok w celu zakupienia czegoś co uwielbiam , a mianowicie tortu. Wybór był spory ale mi w oczy wpadł jeden, jedyny jak twierdziła karteczka pod nim tort truskawkowy w pięknym kolorze...różowym.

Ze smakiem truskawkowym łączyły go chyba tylko te dwie lub trzy pokrojone truskawki na wierzchu ale i tak był pyszny.
  Lubie kolor różowy i nie widzę w nim nic obciachowego oczywiście jeśli nie jest nadużywany .W domu mam tylko kilka akcentów w tym kolorze.  Sa to pastelowa osłonka na doniczkę , indyjska chusta w kwiaty służąca jako serwetka na zabytkowy stoliczek i sari będące lambrekinem w sypialni.

Co ciekawe tego dnia ten kolor chyba mnie prześladował ponieważ w prezencie od męża dostałam przecudne szpilki swojej ulubionej marki Venezia w różowo-fioletowym kolorze . Jednak najpiękniejsza rzeczą jaka dostałam jest przecudny dzbanek z czasów carskiej Rosji z fabryki Kuzniecowa. Uwielbiam stara porcelanę i zbieram ja namiętnie od lat. W swoim domu toleruje tez tylko stare meble z dusza i historia. Nie lubie mebli stylizowanych ,a nowoczesne w ogóle nie wchodzą w rachubę. Wyjątkiem jedynie jest kuchnia .Jest niewielka i wszelkie próby wstawienia starego kredensu z okresu międzywojennego nie udaly się. Kuchnia by była po prostu  ciemna i niefunkcjonalna. Malowanie zaś na biało zabytkowego mebla uważam wręcz za profanacje wiec kredens dalej czeka na swoje miejsce w domu. W kuchni mam wiec nowoczesne jasne meble i to był dobry wybór.

Wieczorem zaś pełna wrażeń mijającego dnia odpaliłam laptop i słuchałam swojej ulubionej muzyki.  W tej chwili moim zdaniem najlepsza wokalistka na świecie jest SIA. Mogę słuchać jej godzinami. Świetny głos ,niezwykły talent sprawiają ,ze mam dreszcze słuchając jej utworów. Szczególnie uwielbiam  jej wykonania na żywo. Co ciekawe w czasie koncertów artystka usuwa się na drugi plan wizualny. Występuję w peruce zasłaniającej jej twarz i stoi z tylu. Podobno pełna jest fobii i ma skłonność do popadania w apatie. Dla mnie liczy sie tylko jej niesamowity talent chociaż oglądałam jej zdjęcia i jest ładna i zgrabna zupełnie nie ma się czego wstydzić.   Chce chyba być w jakiś sposób oddzielona od publiczności. W czasie kiedy artystka usuwa sie w cień na scenie rządzą tancerze. Jakież wspaniale jest to widowisko. Performance na najwyższym poziomie. nie sposob jest tu ominąć postać młodziutkiej tancerki występującej rowniez w teledyskach Sii    Maddie Ziegler. Ich wspólny teledysk do utworu Elastic Heart wywołał skandal ponieważ Maddie występuje w niby klatce z dorosłym aktorem.



Dzisiaj Maaddie juz tak nie wyglada. W tym roku kończy 15 lat i  stanowczo wizualnie nie jest już dzieckiem. Zapewne z braku czasu nie chodzi do stacjonarnej szkoły ,a za jej edukacje odpowiada mama Jej talent jest wielki i mam nadzieje ,ze odniesie w życiu jeszcze wiele sukcesów.Do tego dziewczyna ma polskie korzenie!

Uwielbiam ten otwór i jeszcze dziecięcą ale jakże utalentowana Maddie w teledysku w formie niezwykłego psychodelicznego  performersu.



A teraz ten sam utwór na żywo ze świetnego koncertu w Krakowie. Tancerka to  hipnotyzującą Stephanie Mincone.


Ato juz MADDIE

 Świetny utwór ,świetny teledysk i doskonale wykonanie na żywo .




A tutaj parodia i do tego dziecięca Maddie Ziegler. Uśmiałam się do łez.





wtorek, 7 marca 2017

Wiosenne rozlewiska rzek i niesamowity ,urzekający Biebrzański Park Narodowy












Ach jakie powietrze mamy na podwórko: świeże ,orzeźwiające  pachnące wiosną.Szkoda siedzieć w domu W niedziele korzystając z pięknej pogody wybrałam się w okolice Biebrzańskiego Parku Narodowego.Po drodze zajechaliśmy do mojego ulubionego fast fooda po piknikowy posiłek. Tutaj muszę przyznać się ,że jestem chwilowo obrażona na zdrową żywność. Dwa lata jadłam jedzenie z upraw ekologicznych ,większość rzeczy bio ,chia i tego typu bajery.Faszerowałam się czosnkiem ,który zresztą lubię. Nie czułam się dobrze miałam problemy z układem trawiennym. Apogeum nastąpiło tej zimy . Dwie choroby jedna po drugiej ,antybiotyk i brak chęci do czegokolwiek.Teraz nie unikam mac Donalda i nie czuje się z tym źle Wracając jednak do wycieczki: było pięknie! Do tego temperatura 16 stopni dopełniła pełnie przyjemności Zastaliśmy.niesamowity  widok ,kiedy rzeka zamieniła się w całkiem niemały zalew.



 Kiedy już nasyciliśmy oczy olbrzymią ilością wody wokoło ruszyliśmy dalej. Wjechaliśmy na tak zwaną drogę carską. Jak nazwa wskazuje zbudowana została z rozkazu cara . Prowadziła przez nieprzejezdne do tej pory bagna. Cara dawno nie ma ,a droga jest do dziś. A wokół niej jakże malownicze mokradła.
Carska droga

Bagna wokół carskiej drogi







Trochę dalej znajduje się kładka prowadząca przez morze trzcin. Jeśli teraz jest pięknie to jak tam musi być późną wiosną lub w lecie. Muszę to sprawdzić. A nad nami lecą żurawie.







Tuż przy samej drodze znajduje się wieża widokowa.Oczywiście wchodzimy i dość długa chwilę kontemplujemy widoki








Następnym punktem jest ścieżka prowadząca lasem do wieży widokowej. Niestety trasa liczy 3,5 km w jedną stronę ,a już delikatnie czuć było zmierzch istniało więc ryzyko ,że wracalibyśmy po ciemku. Jedziemy więc dalej do następnej drogi. Tu trasa jest krótsza bo tylko 1,5 km więc idziemy. Nie jest łatwo . droga jest rozmoknięta i pełna głębokiego błota. Nie poddajemy się jednak. Jakie jest nasze rozczarowanie ,kiedy widzimy już stojącą na łące wieżę i kiedy okazuje się ,że nie ma możliwości do niej podejść. Teren jest tak podmokły ,że rezygnujemy, do sukcesu zabrakło nam ...dobrych kaloszy. I znów przebijamy się przez błota. Jeszcze tylko walka z kleszczami ,które obficie obsiadły mi spodnie i wracamy do domu.Po drodze na chwilę zatrzymujemy się by obejrzeć stado gęsi ,które przysiadło na odpoczynek po długiej drodze. To był piękny dzień.

Trasa 3,5 km niestety jest póżno i musimy zrezygnować


Nasza błotnista droga do wieży



Byliśmy tak blisko...


Wracamy