Około godziny 18 dojeżdżamy do Douz. Miasto te zwane jest Bramą Sahary. Tutaj jest obrzeże największej pustyni świata. Jedziemy od szóstej rano wiec jesteśmy już zmęczeni. Na miejscu czeka nas jeszcze przejażdżka wielbłądami zwana szumnie Karawaną przez pustynie. Najpierw jednak musimy ubrać się w specjalne ubranie. W zawinięciu głowy pomaga miejscowy pan., który wygląda bardzo egzotycznie. Mi niestety przychodzi do głowy ,że owe ciuchy pewnie nie były prane ,a przeszły już dużo. Ale może się mylę...
Budynek , w którym jesteśmy jest ciekawie położony. Z jednej strony jest szosa i beton, z drugiej zaś otwierając drzwi wchodzimy prosto w gorące piaski Sahary. Temperatura to co najmniej 40 stopni. Wielbłądy już na nas czekają.
|
A to nasz przewodnik |
|
Za chwilę wielbłąd wstanie |
|
Hajda na Saharę! |
|
Pan na motorze to sprzedawca |
|
Trudno rozpoznać kogokolwiek |
Przejażdżka trwa około godzinę. W międzyczasie jest kilkuminutowa przerwa. Można ja nazwać marketingowa. Czekają tam na nas już bowiem sprzedawcy pamiątek i napoi oraz fotograf. Pić się chce mocno ale nasz przewodnik poradził by nie kupować napoi bo nie wiadomo co może być w środku. Moja córka za darmo została przewieziona konno ( pewnie się spodobała).
A na koniec zimna cola i odpoczynek w hotelu.
Fajna tak przejażdżka na wielbłądzie, chętnie bym się wybrała. Super ubranka dostaliście. :)
OdpowiedzUsuńTak czysta egzotyka. Pozdrawiam
UsuńCałkiem szykowne te płachetki w paski i czerwone turbany ;). No właśnie - czy były prane... ale pewnie nie ma wielkiego sensu się nad tym zastanawiać ;).
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że godzina na grzbiecie wielbłąda jest wystarczająca, co Ago? Pustynia to w sumie piach i upał, ale nie ukrywam, że jest w niej zarazem coś pociągającego i chciałabym się tam na chwilę znaleźć.
Nooo, córkę to może by i chętnie "kupili" ;-).
Jak dla mnie godzina na wielbłądzie to bardzo dużo. Dobrze ,że była przerwa. Stanowczo to nie moja bajka. Temperatura bardzo wysoka. Zastanawiam się jak jest w sezonie bo to przecież był dopiero początek maja.
UsuńZ tą przejażdżką na koniu to tak naprawdę nie wzięliśmy na te wielbłądy pieniędzy bo po co na Saharze kasa. Facet z konikiem tak się do niej przyczepił (choć tłumaczyła ,że nie ma kasy) ,że nie ma problemu niech jeździ za darmo. A ,że u nich słowo darmo może oznaczać zupełnie coś innego niż u nas przekonaliśmy się w Egipcie. Znajomych za zdjęcie Beduini eskortowali aż do bankomatu bo nie mieli pieniędzy. Tutaj też tego się baliśmy ale rzeczywiście było całkiem gratis. Za to później miał sporo chętnych już oczywiście nie za darmo.