piątek, 29 kwietnia 2016

Park Narodowy Timanfaya czyli czemu nigdy nie zamieszkałabym na Lanzarote

Będąc na Lanzarote punktem obowiązkowym jest Park Narodowy Timanfaya. Moim zdaniem bardziej pasowała by nazwa Niezwykły  Rezerwat Matwej Natury Mogącej Kiedyś Ożyć. Ogólnie cała wyspa jest jednym wielkim super ciekawym parkiem. Jeśli nawet nie widzisz w pobliżu wulkanu ( są wszędzie )to przynajmniej gdzieś  blisko jest zastygła lawa. Żywa przyroda nie bardzo tez sobie radzi w takich warunkach. Piękną roślinność  zawdzięczamy myśle ,że w 90 % działalności ludzkich rąk.
    Park Narodowy Timanfaya zajmuje obszar 51 km kwadratowych kanaryjskiej wyspy Lanzarote. W większości można go zwiedzać jedynie specjalnie przygotowaną trasą. W tym miejscu nie ma ingerencji człowieka. Jesteśmy tylko biernymi obserwatorami bardzo wolno odradzającego się życia na wydaje się jałowej powierzchni.
 Zważywszy ,że ostatni wybuch w Timanfaya miał miejsce 1824 ,a miejsce to jest cały czas uznane za aktywne wulkanicznie nie dziwne jest ,że symbolem parku jest sam diabeł. Bo za iście ta kraina wygląda diabelsko.
Winnice u stop wulkanów

Pola lawy 





Zanim jednak dotrzemy do docelowego miejsca każdy bywalec wycieczek fakultatywnych wie ,że punktem obowiązkowym jest shopping. W tym była to niby degustacja win. Polegało to na tym ,że dostawaliśmy dwie malutkie szklaneczki z winem  na dnie  : (  . Za każdą dodatkową szklaneczkę trzeba było zapłacic 1,5 euro.  Muszę przyznać ,że było to najlepsze wino jakie piłam w zyciu. Specyficzny smak napoju z winorośli hodowanej na wulkanicznych glebach w małych dołkach chroniących od wiatru bardzo mi odpowiadał. Oczywiście poczyniliśmy zakupy by później wino z winnicy La Geria stanęło na naszym świątecznym stole.
Nasz autokar

Winnice na Lanzarote





   A teraz już prosto do Parku Timanfaya
 


Zupełnie nieziemski krajobraz



Zastygła lawa






  Kiedy docieramy na miejsce pierwszą atrakcją są pokazy geotermalne. Pokazują one ,że pod ziemia ciągle jest gorąco ,a wyspa jest cały czas aktywna. Już kilkadziesiąt centymetrów pod ziemią piasek jest tak gorący ,że nie można go utrzymać w dłoniach o czym wszyscy się przekonujemy.

 
   





Następnie przechodzimy dalej  by stanąć przy głębokim na około metr może półtorej dołku. Pracownik parku wrzuca do do środka siano ,które pod wpływem temperatury po chwili samoistnie się zapala.

   




  Przechodzimy dalej .W Ziemię wbite są rury. Pracownik wlewa w nie wodę. Po chwili wystrzeliwuje z nich wysoki gejzer. To było super ciekawe.


 




Nasza świetna przewoniczka




 Tuż obok znajduje się niezwykła restauracja. Jedzenie w niej piecze się na wielkim ruszcie .Ciepło pochodzi z głębi ziemi. Wokół grilla jest tak gorąco ,że ciężko zbliżyć rękę . niestety w czasie naszej wizyty ruszt jest pusty.











Następnie udajemy się na zwiedzanie ścisłego centrum ostatnich wybuchów. Tutaj nie ma samowoli. Jedyna ingerencja człowieka to droga między stożkami. Zwiedzać mozna tylko jadac autokarem. Zdjęcia wiec niestety tylko zza samochodowej szyby. Nieziemskie to wprost widoki.








Masa zastygłej lawy













Tutaj bardzo dobrze widać krater po wybuchu 




  Pewne raczej jest ,że erupcje się wcześniej czy później powtórzą. Oczywiście sytuacja jest cały czas monitorowana . Jednak ja nie potrafiłabym budować tam swojego życia na stałe. Ale bardzo chętnie bym tam wróciła. Na wycieczkę oczywiscie...


























2 komentarze:

  1. Choć ta kanaryjska wyspa jest przepiękna.
    Też bym na niej nie zamieszkała.
    Krajobraz bardziej księżycowy niż ziemski.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny post, super blog!
    Zazdroszczę tych wszystkich przygód :)
    Zapraszam również do mnie w odwiedziny, a tam post o muzeach w Polsce.

    OdpowiedzUsuń