wtorek, 2 października 2018

Cmentarz Żydowski w Korycinie -trochę strasznie się zrobiło

  Przed wyjazdem w poszukiwaniu tego cmentarza wydawało mi się ,że całkiem nieźle teoretycznie się przygotowałam. Obejrzałam sporo zdjęć ,ustaliłam położenie. Kirkut miał się znajdować tuż przy drodze do Knyszyna ,a z zewnątrz wyglądać miał jak zwykły las. Na miejscu  okazało się ,że tych lasków przy drodze jest kilka i niestety żaden z nich nie okazał się tym właściwym.W pewnym momencie w akcie desperacji wjechaliśmy w piaszczystą boczną drogę. Chwila na zastanowienie się i porządne rozejrzenie w terenie. Gdzieś wśród pól zobaczyliśmy lasek ogrodzony betonowym parkanem. Z daleka trudno było stwierdzić czy to to czego szukamy ale coś nas tknęło.Wszystkie zdjęcia jakie oglądałam przedstawiały nieogrodzony lasek i to nas zwiodło.
  Do tego cmentarza nie prowadzi żadna ale to żadna droga! Nie ma ani nawet malej ścieżki. Po prostu odcięty polami od świata kawałek liściastego lasu.my na szczęście byliśmy samochodem terenowym i dojechaliśmy przez zaorane pole.
  Na miejscu zajrzałam przez płot by ujrzeć gęsto rosnące chaszcze. Bramka wejściowa też była ukryta gdzieś z tyłu tak ,że w pewnym momencie chodząc wzdłuż ogrodzenia przyszło mi do głowy ,że wejścia nie ma. Na szczęście po chwili się odnalazło.


   Cmentarz Żydowski w Korycinie założony został około 1850 roku. W czasie wojny został prawie całkowicie zniszczony. Na polecenie Niemców płyty pomnikowe i kamienie z ogrodzenia usunięto z cmentarza i użyto do robót drogowych.Niektóre źródła podają ,że został też zaorany. do chwili obecnej przetrwało kilkanaście pomników. Jak im się udało przetrwać naprawdę nie wiem
   
   Staję więc przed wejściem na cmentarz. No cóż nie wygląda to zachęcająco. Już z przodu gęsty chlaszcz uniemożliwia normalne wejście. Po prawej stronie można zauważyć resztki kamieni pozostałych po dawnym ogrodzeniu. W tym miejscu mój własny mąż po rozejrzeniu się stwierdza ,że nie idzie dalej. Dalej idę sama.
 



 Wśród gąszczu przedzieram się do przodu. Tak naprawdę to by się przydała tutaj maczeta by tak jak na filmach usuwać gałęzie torując sobie miejsce. Nie mogę powiedzieć bym czuła się komfortowo. krzaczory wbijają mi się w kurtkę i spodnie ,drobne gałązki wbijają we włosy. Wiatr szaleje w koronach drzew dając efekt krzyczących drzew, Do tego co chwilę coś mi rozwiązuje sznurówki. ( he he ach ta wyobraźnia)



  W końcu znajduje pierwszą samotną w tym rejonie macewę. Prawie całkowicie pod ziemią. Na powierzchni jest tylko jej część.



 W tym rejonie już nic nie znajduje. Czas przedzierać się dalej.


 Z ziemi wystają omszone kamienie czy to macewy czy fragmenty starego ogrodzenia nie wiem.



  Dochodze do przeciwległego wejściu ogrodzenia. Gąszcz jest tu tak wielki ,że ledwo się poruszam a o znalezieniu czegokolwiek nie ma mowy.




 Zmieniam więc kierunek by po chwili natrafić na kolejną zatopioną w ziemi macewę.




   Idąc dalej dżungla przerzedza się. Widać ,że ktoś kiedyś musiał tutaj wycinać chaszcze. To tu znajduje najwięcej zachowanych macew. są w różnym stanie. Jedne w lepszym drugie to już szczątki. Na najlepiej zachowanej z nich z widocznymi napisami widze położony kamień. Czyli ktoś kiedy ś musiał odwiedzić te miejsce. Czy to rodzina znalazła swojego przodka? Pewnie się o tym nigdy nie dowiem.
 




















 Zapewne nie zobaczyłam wszystkiego ale nie miałam ochoty na dalsze przedzieranie się ,a trzeba było jeszcze wrócić.




Z przyjemnością, zadowolona wychodzę na zewnątrz. Wiatr ucichł...




.

2 komentarze:

  1. Nie wiedziałam, że w Korycinie też jest cmentarz. Wszystkie cmentarze żydowskie na Podlasiu ą w takim samym stanie... Niby ktoś na nich bywa, ale nikt o nie nie dba. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń