poniedziałek, 22 października 2018

Wieża widokowa Pierekał i ślady bytności żubrów

 Wieża widokowa Pierekał to jedno z moich ulubionych miejsc w Puszczy Knyszyńskiej. Tutaj można zaznać prawdziwego odpoczynku i spokoju bo na szczęście nie jest to zbyt znane miejsce.Chociaż patrząc na wyryte w drewnie wieży napisy z datami widać trochę ruchu. To własnie tutaj w sezonie zimowym udało mi się obserwować całkiem spore stado żubrów.
  W piękną słoneczną , jesienną niedzielę nie widać było żywego ducha ani ludzkiego ani też zwierzęcego. Chociaż do wieży podeszliśmy bardzo cicho by nie wystraszyć ewentualnych mieszkańców puszczy, wielka polana świeciła pustkami. Wokół jednak pełno było śladów zwierząt w tym żubrów. Uwieczniłam na zdjęciach co ciekawsze tropy. Były tez inne wyraźne oznaki bytności Króla Puszczy ale oszczędzę wam ich widoku :)













lizawka










niedziela, 14 października 2018

Podlaska jesień i trochę o moim psie :)

  Wraz z nastaniem października w swój codzienny plan dnia wdrożyłam spacery. Idę  lasem na swoją ulubioną łąkę i z powrotem W sumie jakieś cztery kilometry. Odkąd mamy obok funkcjonujące sanatorium i mnóstwo spacerowiczów moje chodzenie z kijkami stało się jakby mniej przyjemne. Zauważyłam jednak ,że kuracjusze chętniej kierują swoje kroki w stronę centrum Supraśla niż do lasu ,który mają obok. Tak wiec w lesie na szczęście dalej pustki. Czasem przemknie jakiś rowerzysta ale to tylko główna drogą. wszystkie boczne zaś nawet nie wydeptane. Dla lepszego samopoczucia zabieram ze sobą swoją kochaną towarzyszkę Katję czarnego teriera rosyjskiego. Podobno to rasa obronna i mogę czuć się bezpiecznie. Nie sprawdziłam jeszcze tego ale wrrr...na pewno umie robić. :)
Zastanawiam się kto z polotem nazwał tego psa terierem. Wszak rosyjska myśl technologiczna stworzyła bojowego psa dla wojska. Zmieszano trzy rasy sznaucera olbrzyma, rottweilera i teriera walijskiego.Miał być mocny , bojowy wytrzymały na niskie temperatury. Moja sunia trudno powiedzieć ,czy ma te cechy bo jak można ocenić kanapowca. Pierwowzór rosyjski to już niestety nie jest. FCI i jego dziwne wymagania wystawowe zepsuło tą rasę ( jak wiele innych). Dlatego też po namyśle postanowiłam jej oszczędzić bzdur wystawowych mimo ,że została kupiona jako stuprocentowa suka wystawowa po championach Jest to mój pierwszy pies ,który nie toleruje obcych. Rodzinę kocha całym sercem jest milsza i bardziej przytulaśna niż niejeden york czy inna chihuahua.Jednak swoi są tylko ci ,którzy mieszkają z nią w domu i choćby ktoś przychodził sto razy i dawał jej smakołyki to jest obcy i już. Ona się nie rzuca lecz bacznie obserwuje czekając w napięciu na rozwój sytuacji.Do tego jest to bardzo mądra rasa Wyszkolenie Katji i nauczenie jej podstawowych komend trwało moment. Wszystkie owczarki ,które do tej pory uznawałam za najmądrzejsze mogą się przy niej schować.Do tego do perfekcji opanowała wślizgiwanie się do domu między domownikami mimo ,że nikt nie zamierzał jej wpuścić. Biorę więc ze sobą te rosyjską ochronę i idę w las.
Pierwsza Klasa Katja  tak prawidłowo nazywa się moja dziewczynka









Moje boczne drogi




















wtorek, 2 października 2018

Cmentarz Żydowski w Korycinie -trochę strasznie się zrobiło

  Przed wyjazdem w poszukiwaniu tego cmentarza wydawało mi się ,że całkiem nieźle teoretycznie się przygotowałam. Obejrzałam sporo zdjęć ,ustaliłam położenie. Kirkut miał się znajdować tuż przy drodze do Knyszyna ,a z zewnątrz wyglądać miał jak zwykły las. Na miejscu  okazało się ,że tych lasków przy drodze jest kilka i niestety żaden z nich nie okazał się tym właściwym.W pewnym momencie w akcie desperacji wjechaliśmy w piaszczystą boczną drogę. Chwila na zastanowienie się i porządne rozejrzenie w terenie. Gdzieś wśród pól zobaczyliśmy lasek ogrodzony betonowym parkanem. Z daleka trudno było stwierdzić czy to to czego szukamy ale coś nas tknęło.Wszystkie zdjęcia jakie oglądałam przedstawiały nieogrodzony lasek i to nas zwiodło.
  Do tego cmentarza nie prowadzi żadna ale to żadna droga! Nie ma ani nawet malej ścieżki. Po prostu odcięty polami od świata kawałek liściastego lasu.my na szczęście byliśmy samochodem terenowym i dojechaliśmy przez zaorane pole.
  Na miejscu zajrzałam przez płot by ujrzeć gęsto rosnące chaszcze. Bramka wejściowa też była ukryta gdzieś z tyłu tak ,że w pewnym momencie chodząc wzdłuż ogrodzenia przyszło mi do głowy ,że wejścia nie ma. Na szczęście po chwili się odnalazło.


   Cmentarz Żydowski w Korycinie założony został około 1850 roku. W czasie wojny został prawie całkowicie zniszczony. Na polecenie Niemców płyty pomnikowe i kamienie z ogrodzenia usunięto z cmentarza i użyto do robót drogowych.Niektóre źródła podają ,że został też zaorany. do chwili obecnej przetrwało kilkanaście pomników. Jak im się udało przetrwać naprawdę nie wiem
   
   Staję więc przed wejściem na cmentarz. No cóż nie wygląda to zachęcająco. Już z przodu gęsty chlaszcz uniemożliwia normalne wejście. Po prawej stronie można zauważyć resztki kamieni pozostałych po dawnym ogrodzeniu. W tym miejscu mój własny mąż po rozejrzeniu się stwierdza ,że nie idzie dalej. Dalej idę sama.
 



 Wśród gąszczu przedzieram się do przodu. Tak naprawdę to by się przydała tutaj maczeta by tak jak na filmach usuwać gałęzie torując sobie miejsce. Nie mogę powiedzieć bym czuła się komfortowo. krzaczory wbijają mi się w kurtkę i spodnie ,drobne gałązki wbijają we włosy. Wiatr szaleje w koronach drzew dając efekt krzyczących drzew, Do tego co chwilę coś mi rozwiązuje sznurówki. ( he he ach ta wyobraźnia)



  W końcu znajduje pierwszą samotną w tym rejonie macewę. Prawie całkowicie pod ziemią. Na powierzchni jest tylko jej część.



 W tym rejonie już nic nie znajduje. Czas przedzierać się dalej.


 Z ziemi wystają omszone kamienie czy to macewy czy fragmenty starego ogrodzenia nie wiem.



  Dochodze do przeciwległego wejściu ogrodzenia. Gąszcz jest tu tak wielki ,że ledwo się poruszam a o znalezieniu czegokolwiek nie ma mowy.




 Zmieniam więc kierunek by po chwili natrafić na kolejną zatopioną w ziemi macewę.




   Idąc dalej dżungla przerzedza się. Widać ,że ktoś kiedyś musiał tutaj wycinać chaszcze. To tu znajduje najwięcej zachowanych macew. są w różnym stanie. Jedne w lepszym drugie to już szczątki. Na najlepiej zachowanej z nich z widocznymi napisami widze położony kamień. Czyli ktoś kiedy ś musiał odwiedzić te miejsce. Czy to rodzina znalazła swojego przodka? Pewnie się o tym nigdy nie dowiem.
 




















 Zapewne nie zobaczyłam wszystkiego ale nie miałam ochoty na dalsze przedzieranie się ,a trzeba było jeszcze wrócić.




Z przyjemnością, zadowolona wychodzę na zewnątrz. Wiatr ucichł...




.